wtorek, 28 kwietnia 2009

Mistyka północnego brzmienia

Finlandia- powiewająca zimowym mrozem północy kojarzona jest przez nas z ojczyzną muzyki z ostrym, agresywnym, czy też ciężkim brzmieniem. Kojarzymy więc nazwy zespołów, jak Nightwish, czy Apocalyptica...
Niemalże nigdy nie przychodzi nam na myśl, iż tym północnym kraju bogato rozwinęła się muzyka, która przenosi nas do świata legend przepełnionych magią i mistyką, czy też do świata opowieści o ludowych zwyczajach.
Większość z nas zapomina zatem, iż kraj Sunomi, to ojczyzna niezwykle ukształtowanego folkloru.
Fiński folklor powstawał już od początków zasiedlenia terenów tego państwa, jednak już na początku XX wieku został zapomniany.
Nowy podmuch ludowego ducha miał miejsce w latach 60. kiedy to Martti Pokeli, wielki muzyk i kompozytor, a zarazem ekspert gry na tradycyjnym kantele, rozpoczął nauczanie gry na tym instrumencie.

Zaszczepione w uczniach piękno muzyki ludowej szybko rozprzestrzeniło się na szeroką skalę i zaczęło z powodzeniem zjednywać sobie masę odbiorców. Wraz z tym na sunomskich estradach pojawiły się pierwsze zespoły uprawiające muzykę folkową.

Jedną z pierwszych grup, a zarazem jedną z mych ulubionych jest Värttinä (czyli po polsku „Kołowrotek”). Muzyka tego zespołu jest przepełniona tradycjonalizmem, lirycznością, a zarazem świeżą energetycznością i rytmicznością. Większość utworów tego zespołu ma zabarwienie radosne, gdyż muzyka ta ma służyć dla radości serca i ducha. Przy tych piosenkach często wykonywane są tańce ludowe, które są dopełnieniem treści utworów.
Muzyka- melodyjna, prosta, lekka jest łatwa do odbioru i zachwyca słuchaczy rozbudzając ich wyobraźnię, która swobodnie przenika fińskie krajobrazy i tradycje.

Kolejnym zespołem, którego czar urzeka mnie za każdym razem, gdy wracam do jego muzyki, jest równie znany Gjallarhorn („Róg”). To zespół, którego utwory w swym brzmieniu nawiązują do muzyki szwedzkiej. Najbardziej słynną pieśnią jest „Suvetar” opowiadająca o kolejno następujących po sobie porach roku i ich prawidłowościach.
Muzyka Gjallarhorn mimo treści fińskich legend, jakie przekazuje, jest bardziej innowacyjna i odkrywcza ze względu na wykorzystanie w niej nie tylko tradycyjnych, znanych w Finlandii instrumentów. To muzyka- błogi sen, marzenie, swoisty trans z wykorzystaniem instrumentów całego świata.

Kwartet Troka (czyli „Pasmo”), czyli również nietypowe podejście do muzyki instrumentalnej na dobre zadomowił się w Finlandii, mimo wielu zmian w jego składzie. Utwory tej grupy tworzą bardzo interesujące melodie folkowe. To grupa łącząca duchowe uniesienie z tragizmem, silne emocje z chwilą wytchnienia. Muzyka, mimo braku tekstu śpiewanego, wciąga słuchacza już od piewszych dźwięków dając mu pełną swobodę skojarzeń i odczuć. Doskonała do ludowych tańców, czasem przypominająca muzykę celtycką i twórczo od niej odchodząca w jasne, rytmiczne melodie pełne ludowego wdzięku.

Przedstawione przeze mnie fińskie zespoły łączy ten sam rodzaj estetyki muzycznej, a jednak każda grupa jest unikalnym klejnotem czystego brzmienia.
Folkowa muzyka Sunomi to przede wszystkim melodyczność, śpiewność, rytmiczność i energetyczność.
Ludowe pieśni, opowiadające o starodawnych obyczajach, wytyczają człowiekowi ścieżkę i pewne drogowskazy, którymi powinien się on kierować.

Muzyka Finlandii jest jak starodawna, lecz nieskończona baśń ubrana w akceptowalną dla współczesności formę, która mimo swej starości wciąż odsłania przed nami nowe karty i odkrywa sekretne tajemnice mistyki. To muzyka otwierająca ludzkie serce na radość, szczęście, a przede wszystkim rozgrzewająca je ciepłym płomieniem serdeczności.

"Sailor Moon"

Japonia to kraj, gdzie narodziła się manga, dziś tak słynna na całym świecie, jak i anime, doceniane w szczególności przez dzieci i młodzież.

Podwaliny mangi stanowiły „ukiyo” (czyli pewien rodzaj malarstwa i drzeworytu japońskiego określane mianem „obrazów przepływającego świata”) oraz wschodni styl rysowania. Początkowo styl ten wzbudzał wiele kontrowersji i sprzecznych opinii, dziś przez wielu jest faworyzowany i wybierany ze względu na prosty przekaz i za swego rodzaju „niepohamowanie”.

Dziś manga to długie, często nawet 400 stronnicowe komiksy, których treść skupia się głównie na czarno-białych rysunkach, a tekst stanowi jedynie niewielką część przekazu. Poprzez ekspresję, charakterystyczną kreskę manga emanuje emocjami. Kolejną prawidłowością takich komiksów jest sposób ich czytania- od końca książki do jej początku.

Wraz z rozwojem mangi światło dzienne ujrzały pierwsze filmy animowane oparte na rysunkach z komiksów, czyli anime, które w końcówce XX wieku ogarnęły cały świat.
Cechą charakterystyczną anime jest styl rysunku (postaci mają tu duże oczy, wyraźnie zaznaczone emocje, charakterystyczne wyrazy twarzy), rozmaitość, brak monotematyczności, otwartość na różnorodnych odbiorców. Istnieją filmy animowane dla dzieci, młodzieży, dorosłych, dla osób o różnej orientacji seksualnej. Wiąże się to z różnorodnymi typami anime, takimi jak na przykład shōjo (skierowane do dziewczyn), mecha (filmy o robotach, postępie technicznym), yaoi (erotyczne anime gejowskie), bishōnen (anime, gdzie główny bohater to piękny, młody chłopak), czy mahō shōjo ( anime o magicznych bohaterkach), którego przykładem może być znana w Polsce „Sailor Moon”, czyli „Czarodziejka z Księżyca”.

„Czarodziejka z Księżyca”
to opowieść o bohaterskiej, z początku nieco leniwej i niezdarnej nastolatce Bunny Tsukino ( w japońskiej wersji Usagi Tsukino). Pewnego dnia świat staje dla niej na głowie i wszystko nagle się zmienia, a dzieje się tak za sprawą czarnej kotki Luny, która doskonale rozumie problemy Bunny i pomaga jej stać się główną wojowniczką, niejako naznaczoną, by zbawiać świat od demonów i ciemnych mocy. Bohaterce towarzyszą inne czarodziejki wspólnie zwalczające zło. Początkowo demony są łatwe do zwalczenia, jednak z odcinka na odcinek ich moc jest coraz większa, pojawia się również Królestwo Ciemności.

Walka dwóch, przeciwnych światów „Sailor Moon” stoi mi przed oczami do dziś, gdyż jako dziecko oglądałam niemalże każdy odcinek tego filmu. W anime mego dzieciństwa dostrzegam pewne zalety, ale również i minusy. Plusem „Czarodziejki z Księżyca” jest między innymi doskonała, bogata oprawa dźwiękowa, zmienne tempo akcji wprowadzające adrenalinę (jeśli chodzi o starszych widzów). Do zauważonych przeze mnie wad filmu zaliczyć można na przykład nieodpowiedni dobór adresata, do którego jest skierowany.

Jak wiadomo anime „Sailor Moon” jest adresowane głównie do dzieci w wieku szkoły podstawowej. Pamiętam, że jako dziecko oglądałam odcinki „Czarodziejki z Księżyca”(zapewne ze względu na panującą wówczas modę), a najdokładniej z tego wszystkiego potrafię odtworzyć urywki walki dobra ze złem, które jednak chcąc nie chcąc były pełne przemocy i na długo zostawały w mej pamięci. Myślę, iż działo się tak z większością dzieci i niekoniecznie miało to na nie zbawienny wpływ. Emisja tego rodzaju animacji przed odbiorcami w młodym wieku może przyczynić się do fobii, lęków, czy też zobojętnienia wobec ludzkiej krzywdy. Idąc w drugą stronę, można pokusić się o stwierdzenie, iż z drugiej strony oglądanie takich „bajek” może lepiej przygotować dziecko do życia, pokazać mu, że dobro mimo wszystko wygrywa.
Jednak czy „Sailor Moon” była dostatecznie dobrym przykładem, by go powielać?
Niedawno trafiłam na kilka odcinków „Czarodziejki z Księżyca”, które nigdy nie zostały wyemitowane w Polsce ze względu na krwawą walkę i brutalność, jaka miała w nich miejsce.
Często niezdecydowana Bunny Cukino nie zawsze dokonuje w nich odpowiednich wyborów, co ma również miejsce w serii doskonale nam znanej z dzieciństwa.

Czy można zatem powiedzieć, że przedstawiona anime jest bezbłędna i prostuje kręgosłup moralny najmłodszych?! Myślę, iż jednoznacznej odpowiedzi na owo pytanie nie ma.
Poddać tę sprawę refleksji musimy sami…

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

"Tradycjonalny Uparciuch"

Ostatnimi czasy wpadła w me ręce bardzo interesująca książka autorstwa Momo Kapora, „Blokada Belgradu”.
Powieść urodzonego w Sarajewie pisarza przyjmuje formę awangardowego dziennika, który ma przybliżyć czytelnikowi mentalność społeczeństwa Serbii, jego zaradność, kult tradycji.
Mimo potencjalnego ograniczenia przestrzeni- poprzez nadany utworowi tytuł, Momo Kapor ujawnia czytelnikom zjawiska społeczne rozprzestrzenione na terytorium całego państwa.

Okazuje się, iż serbska kultura czerpie swe wzorce z chrześcijańskiej religii wschodu, czyli prawosławia. Jest to religia niejako narzucająca styl życia. Serbowie uznają bardzo wielu świętych i czczą ich pamięć w ściśle wyznaczonych dniach ( nie przekładając upamiętniania tych dni z dni powszednich na świąteczne, co często ma miejsce w kościele katolickim, np. w Polce).
W samej stolicy państwa, Belgradzie najbardziej uroczyście czci się pamięć św. Sawy, którego wielkie znaczenie wiąże się z założeniem przez niego w 1219 roku autokefalicznej cerkwi serbskiej.

Poniekąd ironicznie, a czasem też z dobrym humorem przedstawiona przez Momo Kapora serbska rzeczywistość daje czytelnikowi dużo do myślenia. Czytając dziennik nie raz zastanawiałam się, jakie działania podjęli by Polacy, gdyby to ich spotkała podobna sytuacja.
Wizerunek Belgradu, jako miasta, które w mniemaniu „blokujących” jest słabym miastem- wrakiem kultury narodowej, przez opowiadającego historię jest uważane za stabilną twierdzę tradycji.

Serbowie, to naród, który „uparcie stoi przy swoim”. Mimo możliwości ucieczki od tradycji, choćby tych kulinarnych ze względu na otwieranie przez obcokrajowców restauracji z „egzotyczną” kuchnią, ludzie wolą jeść fasolę, bliny i inne dobrze znane im z życia codziennego potrawy.
Nawet podczas biedy, która opanowuje Belgrad, jak i pozostałą część kraju- chytrym, zaradnym i pracowitym Serbom udaje się zaspokoić swój głód, gdyż nie boją się oni żadnego rodzaju pracy, nawet tej bardzo ciężkiej, przy ogrodzie, czy hodowli zwierząt.

Kultura nakazuje Serbom okazywać ogromny szacunek w stosunku do osób starszych, mówić im „Dzień Dobry Wujku/Ciociu” mijając ich na ulicy (nawet tych nieznajomych), a także być posłusznym wobec swych rodziców oraz dziadków.
Wzorce zachowań amerykańskiej młodzieży w okresie dojrzewania, ich częste kłótnie, bunty wobec rodziców są przez ich belgradzkich kolegów traktowane jako „zagrywki” w złym tonie, nietakt, hańba i olbrzymi wstyd.

Nietypową tradycją w Serbii, która może być negatywnie odbierana przez mentalności innych narodów jest całowanie się w policzki dwóch mężczyzn (kolegów, kuzynów, itd.) przy spotkaniu. W zachodniej części Europy może być to uważane za niestosowność, traktowane wstydliwie, czy wręcz kojarzone z homoseksualizmem, a przez Serbów jest uważane za braterskie, serdeczne powitanie.



Momo Kapor pragnie uświadomić ludziom, iż od głęboko zakorzenionych tradycji ciężko jest uciec. Mówi on, iż ci, którzy wyjeżdżali za granicę w pogoni za lepszymi warunkami życia czy to ze względu na sferę ekonomiczną, czy też poczucie bezpieczeństwa i wygodę, wracają prędzej czy później „na stare gruzy”. Podobno duchowe rozdarcie tych osób jest tak wielkie, iż nie mogą one żyć z dala od ojczystych okolic, miejsc, języka, tradycji, czy też po prostu od „czucia się prawdziwym Serbem”.

Myślę, iż kultura tego małego państewka i jej prawa nie mogą być w pełni pojęte przez osobę „obcą”. Swego rodzaju „kokon” jaki stworzyła Serbia wpisując się w mapę świata jest nie do przeniknięcia.
Mimo przyjaznego nastawienia Serbów do ludzi innych narodowości, braterskiego traktowania, wspólnego, ludowego biesiadowania– osoba obcego pochodzenia nigdy nie urośnie do rangi „swojego”, gdyż „tylko serbskie serce bije w rytm Boże Pravde* nawet gdy umiera...”



*
Boże Pravde -serbski hymn

niedziela, 26 kwietnia 2009

Nietuzinkowa magia kolorów

Jako wierna fanka francuskiego kina melodramatycznego postanowiłam opowiedzieć dziś nieco o jego cechach charakterystycznych biorąc pod uwagę film Jean Pierre Jeuneta „Amelia”.

„Amelia” to baśniowa wręcz opowieść o skrytych marzeniach Amelii, która pragnie w przyszłości być kimś wyjątkowym i pomocnym. Samotne dzieciństwo dziewczynki ma ogromny wpływ na ukształtowanie jej charakteru. Już jako dorosła osoba Amelia żyje w wyimaginowanym świecie marzeń. Pokutnie przyjmuje rolę pomocnej „Matki Teresy”, odpychając od siebie myśli o samotności, które stłumione- niekiedy dają o sobie znać. Bohaterka naiwnie spełnia ludzkie marzenia, po to by ludzie stali się szczęśliwsi. Pewnego dnia wpada na nieśmiałego mężczyznę Ninie i wreszcie zaczyna dążyć do spełnienia własnych marzeń oraz odkrycia wielkiej miłości, która pomoże jej pokonać odwieczne poczucie osamotnienia.
Historia kończy się happy endem, a mimo to fabuła wygląda niebanalnie, czego często nie można powiedzieć o filmach produkcji amerykańskiej.

W filmie „Amelia” zauważyć można cechy charakterystyczne dla większości francuskich filmów. Są to między innymi- niepowtarzalność, niesamowitość ( w każdym z filmów opowiadana jest odrębna historia, kreacje bohaterów są tak różnorodne, że nie ma tu typowej schematyczności). Codzienność ukazywana jest „niecodziennie”, zdarzają się nietypowe wydarzenia, które często wprowadzają magiczny nastrój (kino amerykańskie opiera się na typowości, traktuje widza praktycznie jak istotę nie myślącą - powielając w wielu filmach ten sam schemat).
Kino francuskie charakteryzuje po mistrzowsku dobierana ścieżka dźwiękową. W „Amelii” są to soundtracki Yanna Tiersena, doskonale dodające filmowi sensu, niekiedy romantyzmu, a czasem również szczyptę intrygi.

W melodramatach olbrzymie znaczenie mają inteligentne dialogi jak i milczenie, które mają pozwolić odbiorcy na własną refleksję i przemyślenia. Niekiedy występują również niedopowiedzenia, które dają dla kinomanów prawdziwe pole do popisu, jeśli chodzi o kwestię „dopisania własnego scenariusza” (i ta cecha francuskiego kina sprawia, że bardzo często do niego wracam).


W „Amelii” olbrzymią rolę odgrywa gra kolorów i świateł, niesamowitość symboliki kolorów, form i kształtów. Za przykład można tu podać samą postać tytułowej bohaterki, która jako osoba dorosła jest ucieleśnieniem dziecięcej niewinności i naiwności, co jest zaznaczone nie tylko przez doskonałą grę aktorską Audrey Tautou, lecz także poprzez ubiór bohaterki (ubierała się na czerwono i nosiła zbyt duże trzewiki- co może nam pozwolić na skojarzenie Amelii z Czerwonym Kapturkiem).
Wielobarwność nadaje filmom wydźwięk bajeczny, baśniowy i ma cudowną moc przenoszenia widza do świata „zza ekranu”.
Faktycznie -bardzo często podczas oglądania wytworów kina francuskiego, pochłonięta magiczną siłą niebywale kolorowej rzeczywistości mam wrażenie, że nie istnieje mój realny świat, lecz rzeczywistością jest to, co dzieje się na ekranie.
Możliwość „przenikania za ekran” pozwala wewnętrznie przeżyć fabułę filmu przez co przyjmuje on poniekąd postać fizyczną, jednocześnie zachowując swą fantastyczną mistyczność.


Podsumowując moje rozważania na temat francuskich melodramatów pragnę zaznaczyć, iż jest to moja subiektywna ocena. Być może dla innych większą wartość stanowi kino amerykańskie, czy też po prostu filmy francuskie nie wzbudzają u nich pozytywnych emocji…
Ja jednak za głosem wielu krytyków filmowych, doceniam spontaniczność, nieoczywistość i ciepło, a także swoisty surrealizm, doceniam i wyróżniam francuskie kino, jako me ulubione.

sobota, 25 kwietnia 2009

Greckie ognisko domowe

Grecja to kraj o bogato rozwiniętej kulturze i tradycji. W Królestwie Bizancjum można zauważyć dziś ciekawy wzorzec kulturowy odnoszący się do rodziny, o czym pragnę dzisiaj opowiedzieć.

Tradycjonalizm rodziny po części stworzony został już w starożytności- „głową” rodziny był ojciec, a „szyją” mama, jak zostało do dziś.
W Grecji to ojciec pełni główną rolę w domu, do niego należy zarządzanie rodziną i podejmowanie trudnych decyzji, rozstrzyganie kłótni, to on zajmuje najbardziej honorowe miejsce przy stole. Zadaniem matki jest podpowiadanie ojcu, pilne strzeżenie ogniska domowego, dbanie o miłą atmosferę, opieka nad domem i dziećmi.
Grecką rodzinę charakteryzuje jej ogromna liczebność, gdyż za bliską rodzinę uważa się tam nie tylko rodziców oraz ich dzieci, lecz również wszelkich kuzynów, dziadków, ciotki, wujków. Czasem zdarza się, iż do rangi członków rodziny urastają także bliscy przyjaciele, znajomi.

W wielkich rodzinach często organizuje się spotkania, na których głośno i wesoło rozbrzmiewają melodie ludowych pieśni, część osób gra na instrumentach, a pozostali tańczą zorbę i inne, tradycyjne tańce narodowe.
Grecy to naród, o bogatej tradycji kuchennej, dlatego też przy spotkaniach stoły uginają się od pysznych potraw kuchni śródziemnomorskiej. Przy rodzinnym stole nie może zabraknąć wina i toastów wznoszonych po kolei, za członków rodziny, najczęściej od najstarszego do najmłodszego.
Rodzinne przyjęcia a to doskonała okazja do rozmów, plotkowania, to czas radosnego harmidru i przyjaznej atmosfery. Rozmowy toczą się tu na różnorodne tematy od wydarzeń minionego czasu po dokładne szczegóły z życia obecnych na spotkaniu. W negatywnym tonie jest jedynie wspominanie tematu polityki, gdyż uważa się go za niestosowny przy stole.
Co może być trudne do przyjęcia dla Polaka- wśród kuzynów, dziadków, czy też innych krewnych żadna tajemnica nie może być ukryta.

Typowym przykładem greckiego biesiadowania jest komedia „Moje Wielkie Greckie Wesele” która nieco hiperbolizuje rolę rodziny w życiu jej członków. Zabawne, nieco przewrotne sceny ukazują charakterystyczne zależności w rodzinie, role i ich wypełnianie.
(Zachęcam do obejrzenia tego prostego, komicznego filmu, jeśli ktoś ma chwilkę i polecam go, jeśli ktoś chce zobaczyć na czym polega podział ról w greckiej rodzinie)

Tradycjonalizm, wielopokoleniowe rodziny, bogactwo kultury to cechy charakteryzujące współczesną Helladę. Być może dlatego Grecy są tacy mili, przyjaźni i otwarci.
To nieco zbyt wścibscy plotkarze, którzy nie jednemu „nacisnęli na odcisk” krępującym pytaniami, ale przynajmniej okazują zainteresowanie człowiekiem, co w dzisiejszych czasach jest niestety nieco rzadsze w innych krajach. Brak „plastikowych” relacji, sztucznego zawstydzenia zadawaniem trudnych pytań sprawia, że „potomkowie Zeusa” są przeze mnie postrzegani jako osoby szczere, pomocne, swobodne, pełne dziecięcej radości i ciekawości.

wtorek, 14 kwietnia 2009

„Dwulicowość” Rosji

Przeciętny Polak na dźwięk słowa „ROSJA” ma przed oczami obraz prawosławnej świątyni, księdza z długą, siwą brodą, kobiet w chustach, wsi, zacofania, komunizmu, czy też pijaństwa.
Z Rosją kojarzymy również kilka słynnych nazwisk, jak na przykład Dostojewski, Rachmaninow, Lenin czy Gagarin.
Przywołany w wyobraźni obraz naszego wschodniego sąsiada nie jest pozytywny. Dzieje się tak za sprawą naszego jednoznacznego kojarzenia Rosji z zaborami, II Wojną Światową, a także z brakiem kultury, ogłady, chamstwem, komunizmem i odwiecznym konserwatyzmem.

Dopiero na podstawie wnikliwej obserwacji można zauważyć, że Federacja Rosyjska jest prawdziwym zagłębiem interesujących miejsc, wielokulturowości, ludowości, prawosławia, ale również religii wschodu.

„Wielka Matka” Rosja nie jedno ma oblicze, co wynika głównie z faktu jej położenia geograficznego w Europie, jak i w Azji.
Część kraju, na zachód od umownej granicy kontynentów- Uralu, ukształtowała się na podwalinach tradycji prawosławnej oraz ludowości(co może nas zaskoczyć- nie do końca chrześcijańskiej, ale o tym opowiem w dalszej części), zaś część wschodnia, zasiedlona przez ludność muzułmańską czy też wyznawców buddyzmu różni się nieco od tej europejskiej, lecz kultura ludowa jest taka sama.


Słów kilka o „rosyjskim” prawosławiu:

Początki prawosławia na terenach Rosji sięgają już 988 roku, kiedy to kijowski książę Włodzimierz I przyjął Chrzest Rusi. Od tego czasu Kościół Prawosławny przeżywał wiele trudnych lat. Za czasy szczególnie ciężkie dla wyznawców Cerkwi uważa się okres komunizmu, kiedy to zburzono wiele świątyń, a za jawne przyznawanie się do wiary groziły prześladowania i śmierć. Jednak okazuje się, że w latach szczególnie trudnych dla prawosławia, wyznawcy potajemnie spotykali się, odprawiali nabożeństwa i czuli silną więź ze swoimi braćmi w Chrystusie. Gdy po upadku Związku Radzieckiego, w latach 90. nastąpiła zmiana podejścia do sprawy wyznania i religia prawosławna znów wróciła na miejsce religii narodowej, okazało się, że kościół ten jest wewnętrznie wyniszczony i osłabiony. Dopiero teraz, po kilku latach owej swobody wyznania, Cerkiew nieco ustabilizowała własną pozycję i wielu ludzi powraca do wiary po długich latach „pokazowego ateizmu”, który stawiał jednostkę w jasnym świetle w dobie komunizmu.
Kościół Prawosławny, mimo burzliwych okresów, które przeszedł w toku historii, nigdy nie uległ innowacjom i opiera się na tradycjach ustalonych wieki temu. Być może dlatego Rosjanie są uważani za tradycjonalistów i konserwatystów.
Obecnie prawosławie jest religią dominującą w Rosji, aczkolwiek jak już wcześniej wspominałam- nie jest jedyną religią w tym kraju.

Rosja, a religie wschodu

Spędzając wakacje w Stanach Zjednoczonych miałam okazję spotkać tam wielu Rosjan- buddystów, czy też muzułmanów, co początkowo niesamowicie mnie zaskoczyło, gdyż traktowałam Rosję jako kraj typowo prawosławny. Po wielu rozmowach z rosyjskimi znajomymi oraz zasięgnięciu wiedzy z różnych źródeł, dowiedziałam się, iż w azjatyckiej części Federacji Rosyjskiej rzeczywiście występuje potężne skupisko religii odmiennych od chrześcijaństwa. Myślę, że duży wpływ na ludność tych terenów mogła mieć na przestrzeni wieków ludność Japonii oraz innych pobliskich krajów, gdyż granice państw nie zawsze były stale określone, a na ostateczny kształt kultury ludności pogranicza pośrednio wpływały różne czynniki, jak m.in. migracje ludności, społeczność lokalna, sąsiedzi.


Czym jest rosyjska ludowość?

Ludowość naszych wschodnich sąsiadów opiera się głównie na folklorze, prostocie, tradycjonalizmie, zwyczajach przekazywanych z pokolenia na pokolenie, a także na legendach, opowieściach, a zdarza się nawet że ludowe zwyczaje powstają na skutek utrwalenia się jakiegoś zabobonu.
Do ludowych zwyczajów Rosji należą między innymi: przyjmowanie gościa w kuchni-wprowadzenie go do tego miejsca ma symbolizować okazywanie mu szacunku, przyjazny stosunek. Jedną z ciekawych ludowych tradycji pogańskich jest wiara w „Dziadka Mroza”, który już w starodawnych opowieściach pojawiał się w wigilijną noc jak czarodziej i podrzucał dzieciom prezenty, co też ma miejsce po dzień dzisiejszy. Piosenki i wiersze ludowe przywołują często postaci rosyjskich bohaterów realnych i tych mitologicznych, znanych współczesnym z legend i opowieści wcześniejszych pokoleń.
Ludowe wierzenia, że śmierć istnieje jako osoba w ciemnej szacie i przychodzi po człowieka z kosą, by go zabić, wywodzą się z pogańskich wierzeń(i są zupełnie niezgodne z przyjmowanym przez chrześcijaństwo podejściem do śmierci)

Made In Russia?!

Okazuje się, iż Matrioszka(czyli lalka składająca się z pewnej ilości wydrążonych, przepołowionych lalek, z których każda jest mniejsza od poprzedniej i umiejscowiona w tej większej), dziś tak słynna i znana jako tradycyjna zabawka rodem z Rosji, tak naprawdę jest „plagiatem”!!!
Pierwszą lalkę wyprodukowano w końcówce XIX wieku, lecz nie była ona nowym „wynalazkiem”. Pierwowzór Matrioszki, wywodzący się z Japonii, czyli lalka mędrca- Fukurumy nie zyskała takiej sławy. Dziś Matrioszkę traktuje się jako „amulet” strzegący rosyjskiego domu. Co ciekawsze, rozwija się ilość wzorów i pomysłowość producentów owych lalek. Początkowo Matrioszki występowały tylko i wyłącznie jako pięknie wymalowane na drewnianej formie, okrągłe kobiety, a ostatnio coraz częściej można spotkać lalki- polityków, słynne postaci.




Dwa oblicza Narodu

Moje wywody dowodzą, iż w przeważającej części prawosławny naród tak naprawdę nie jest do końca szczery w swych wierzeniach, gdyż logicznie rzecz biorąc trudno jest połączyć tradycję prawosławną z ludowymi wierzeniami. Niektóre tradycje cerkiewne wykluczają zwyczaje ludowe, jednak ludzie starają się je jakoś łączyć.
W lepszym świetle można postawić tu rosyjskich ateistów, ale ludowe pogańskie wierzenia są również sprzeczne z ich poglądami.

wtorek, 7 kwietnia 2009

American Dream


Patrząc na współczesną kulturę Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej należy przede wszystkim zauważyć, iż USA to kraj wielonarodowościowy, gdzie wciąż jeszcze napływa ludność z różnych stron świata. Na arenie międzynarodowej USA prezentuje się jako wielkie mocarstwo, którego obywatele są zawsze uśmiechnięci i praktycznie nieustannie szczęśliwi.

By „poradzić sobie” z ogromną rzeszą „obcych” kultur, napływających z niemalże maksymalną prędkością najnowszego Harley’a, w Stanach Zjednoczonych wyklarowała się kultura uniwersalna, jak i indywidualna (ale czy do końca?!).


Czym jest amerykański uniwersalizm?

Żyjąc w dobie globalizacji, podejrzewam, iż uniwersalne prawa człowieka są nam doskonale znane. Podobno, to na tym uniwersum opiera się właśnie kultura amerykańska, ubrana w płaszcz demokracji i tolerancji.

Jednakże prawdziwych pobudek uniwersalizmu doszukuję się w swoistym ujednoliceniu, masowości, można wręcz rzec zaprogramowaniu modelu człowieka, podporządkowanego wciąż zmieniającym się trendom, nastawionego na konsumpcyjny styl życia oraz wieczny hedonizm.


W przeciętnej amerykańskiej rodzinie święta Bożego Narodzenia wyglądają niemalże identycznie. Jedyne co się zmienia to aktorzy, scenariusz pozostaje taki sam. Już na ponad miesiąc wcześniej Amerykanie planują przedświąteczne zakupy i tłumnie ruszają „na hipermarkety”. Muszą przecież zrobić wszystko, by ich bliscy dostali wymarzone prezenty pod choinkę(co ma często zrekompensować brak poświęconego im czasu lub też uwagi ze względu na stałe zapracowanie), a ich stoły uginały się pod ciężarem świątecznych potraw.


Masowość widoczna jest również w obrębie spędzania wolnego czasu. Większość osób spędza ponad połowę tego czasu w sieci, przeglądając serwisy internetowe, oglądając telewizję, czy też komunikując się za pomocą Internetu.

Hedonistyczny styl życia prowadzi amerykańską rodzinę z dziećmi do parków rozrywki, zupełnie nieporównywalnych z polskimi „wesołymi miasteczkami”.

Młodzi Amerykanie już od pierwszych lat swego życia mogą na żywo zobaczyć ogromny Świat Walta Disney’a, spędzić niezapomniane chwile na rollercoasterze (dla mniej wtajemniczonych rollercoaster to innymi słowy ekstremalna, bardzo szybka i rzucająca na różne strony kolejka w parku rozrywki). Dzieci uczą się tam dokonywania typowych, uniwersalnych wyborów.


W księgarniach znajdziemy doskonałe poradniki różnych autorów o tym, jak uczynić nasze życie jednym wielkim sukcesem. Po przestudiowaniu ponad połowy z nich stwierdzimy, iż wszystkie recepty są niemal identyczne.


Uniwersalizm przejawia się również w sztuce architektonicznej. Wszystkie słynne drapacze chmur mają podobną budowę. Każdy dom przypomina dom sąsiada. Kościoły są podobne do siebie nawzajem, a budynki muzeów również wiele się od siebie nie różnią.

Muszę stwierdzić, iż mieszkanie w niczym nie odróżniającym się od innych budowli domu byłoby dla mnie przytłaczające i nie odpowiadałoby mi prawdopodobne ze względu wychowywania się pośród różnorodnych, różnokolorowych i wybudowanych w zupełnie różnych stylach domów.


W uniwersalizmie zauważam jednak pewien sens, który wiąże się z akceptacją praw jednostki do szczęśliwego życia. Sądzę, iż masowość, globalność zasięgu owego uniwersalizmu wytycza pewną ścieżkę porozumienia Amerykanów ze światem i poniekąd wpływa na kulturę całego świata.


A teraz o amerykańskim indywidualizmie słów kilka…

Amerykanin to osoba nastawiona na własny sukces, dbająca jedynie o własne szczęście.

Według teorii indywidualizmu- każdy człowiek ma być przedsiębiorczym optymistą, mieć silne poczucie odpowiedzialności za swój los, a także poczucie własnej odrębności.

Przyglądając się bliżej życiu człowieka należy zauważyć, iż chociażby w początkowym okresie swego życia każda jednostka społeczeństwa jest zależna od pewnych grup społecznych, co w pewnym stopniu ogranicza jej indywidualność.


Teoria indywidualizmu wprowadza zamęt również, jeśli chodzi o sprawę sukcesu- jak wiadomo nie każdy osiąga sukcesy na takim samym poziomie(według teorii każdy zasługuje na tę samą dawkę szczęścia, samorealizacji, etc.), a ci, którym się nie udaje, są poniekąd jednostkami ułomnymi.

Nic bardziej mylnego- skrajny indywidualizm po prostu nie istnieje!!!


W kulturze amerykańskiej ukształtował się wzorzec człowieka uśmiechniętego, oddanego własnej pracy, którą wykonuje z pasją. Tymczasem nie jest to osoba całkowicie uniezależniona od własnego środowiska, trendów, itd. Najczęstszym zjawiskiem uzależnienia się od innych osób i tym samym zaprzeczenia indywidualizmu jest stałe odwiedzanie psychoterapeutów i rozmawianie z nimi o problemach, nawet tych błahych (tak modne w Stanach Zjednoczonych).

Indywidualizm USA charakteryzuje się więc ciągłym pędem obywateli tego kraju za sukcesem, szczęściem, a także kultem dolara i konsumpcji.


Podsumowując moje spostrzeżenia pragnę zauważyć, że Amerykanie, mimo potencjalnej masowości, są bardzo otwarci na zmiany, innowacje, ale mam wrażenie, iż oczekują „odgórnego” ich ustalenia. Na ulicy, czy też w hipermarketach uwielbiają witać się uśmiechem(co prawda nie do końca szczerym) i wrzucać do wózka nadmiar niepotrzebnych rzeczy, na które pozwalają sobie po to, by poczuć się wyjątkowymi, indywidualnymi hedonistami.

Czują się wtedy pewniej i są bardziej dowartościowani, ale taka to już „zielona” kultura…